„Moja strategia? Lojalność, nawet gdy jestem ZDRAJCĄ!”
- mówi Tomasz Świtała, adwokat z Wrocławia i od niedawna znany na całą Polskę… zdrajca. Wziął udział w drugiej polskiej edycji programu TVN „The Traitors” nie dla sławy, a dla… relaksu. Może dlatego tak twierdzi, bo 15 lat temu wystąpił u boku… Bruce’a Willisa. Przestrzeń i wolność daje mu z kolei jego własna kancelaria. O strategii w grze i metodach na biznes z Tomkiem rozmawia Aleksandra Marciniak, w siedzibie Fundacji Rozwoju Przedsiębiorczości „Twój StartUp”.
Jesteś celebrytą?
Nie, ale zaczynam odczuwać popularność, ostatnio coraz więcej osób podchodzi do mnie na ulicy. Przyznam, że nie spodziewałem się tego.
Podchodzą i co mówią?
„Dzień dobry, panie mecenasie, jest pan rewelacyjnym graczem” (śmiech), albo przybijają „piątki”. Pytają o „The Traitors” (w czasie, gdy trwał jeszcze program, nie mogłem za dużo mówić, nie mogłem zdradzać szczegółów, ani spojlerować),
ale naprawdę zaskakiwało mnie to i jednocześnie cieszyło, że odbiór był i nadal jest tak pozytywny!
Wygrałeś drugą polską edycję programu „The Traitors”, oficjalnie możemy o tym mówić. Wraz z Grzegorzem Raubo i Małgorzatą Marczulewską, czyli innymi „zdrajcami” doszliście do finału i już samo to jest fenomenem, bo po raz pierwszy w historii zdrajcy doszli na sam koniec.
Przybliżmy naszym czytelnikom, o co chodzi w formacie „The Traitors”, bo może nie każdy jeszcze oglądał.
W tej grze uczestnicy są dzieleni na „Lojalnych” i „Zdrajców”.
Zadaniem „Lojalnych” jest zdemaskowanie i wyeliminowanie Zdrajców, a Zdrajcy muszą eliminować „Lojalnych” i nie dać się odkryć.
Ten format został stworzony w Holandii i tam osiągnął tak wielką popularność, że sprzedano go do ponad dwudziestu krajów, w tym do Polski.
Po raz pierwszy w historii programu sami zdrajcy przeszli do finału! Przetarliście szlaki! Powiedz szczerze, bo w finale były pieniądze do podziału i była też możliwość, by jeden z graczy wziąć całą sumę (400 tysięcy złotych) dla siebie. Nie korciło Cię, by tak zrobić?
Nie korciło, bo ja nie szedłem tam po pieniądze.
I moim zdaniem, takie zagranie „nie fair” w finale mogłoby zaszkodzić np. wizerunkowi mojej firmy. Jestem adwokatem, prowadzę we Wrocławiu własną kancelarię. Do mnie przychodzą ludzie ze swoimi problemami i muszą mieć pewność, że mogą mi zaufać, w końcu adwokat to zawód zaufania publicznego. Dlatego dla mnie podzielenie się wygraną z finalistami, było oczywistym ruchem. Trzeba jednak to rozgraniczyć i mieć świadomość, że „zdrajcy” i „lojalni” to są tylko role, przypisane w tym programie.
Ja chciałem tam pójść i udowodnić, że nawet będąc zdrajcą, można pokazać, że lojalność, co brzmi paradoksalnie, jest wartością, która jest bardzo ważna w życiu.


Nie szedłeś tam po pieniądze, a więc po co?
By… odpocząć i odciąć się od social mediów.
I akurat wybrałeś program telewizyjny dla tego odpoczynku? Nie łatwiej było pojechać np. na Mazury i wyłączyć telefon?:)
Łatwiej! (śmiech) Tylko, że ten program był kręcony w Belgii i odgórnie był zakaz używania telefonów, laptopów, telewizji – uczestnicy podczas gry nie wiedzą co dzieje się na zewnątrz.
Byliśmy całkowicie odcięci od świata, a gdy np. jestem na wczasach czy to w Polsce, czy za granicą, sam nie umiem odciąć się od tych bodźców zewnętrznych. Nie jestem w stanie zmusić się do tego, by podczas całego wyjazdu wyłączyć telefon. A ja potrzebowałem takiego jakby odgórnego nakazu, żeby po prostu na jakiś czas być tylko w grze, odpocząć sobie od codziennego pędu.
I to był jedyny, moim zdaniem, sposób, żeby taki urlop sobie zrobić i przeżyć niepowtarzalną przygodę!
Chcesz mi powiedzieć, że w tej całej przygodzie nie ma chęci pokazania się, zaistnienia?
Zaistnienia nie. Na pewno dla mnie ważna była sama rywalizacja i po prostu chęć wygrania tego programu. Ja rzadko oglądam telewizję, to był jedyny program, który obejrzałem kiedyś i uznałem już wtedy, że mógłbym go wygrać.
Jaka była Twoja strategia?
Chciałem zaskarbić sobie zaufanie innych graczy, bo to oczywiste. Wiedziałem, że jeżeli ktoś mnie polubi, to będzie mu trudniej wyrzucić mnie z programu i łatwiej będzie się zwierzyć z podejrzeń.
Właściwie byłem sobą. Ja na co dzień też staram się tak żyć, by grać fair i budować u innych zaufanie.
I tak samo, jak w mojej pracy, i tak samo w programie, starałem się nie dać ponosić emocjom. Wystarczy, że w moim zawodzie emocji nie brakuje, a ja jednak muszę poprowadzić sprawy na sali sądowej na chłodno, merytorycznie.
Ostatnio zajmuję się głównie sprawami karnymi, no czasem dla relaksu robię też rozwody, sprawy alimentacyjne czy gospodarcze (śmiech).
Twoje sposoby na relaks są zaskakujące, program tv albo rozwódJ
Czemu w ogóle wybrałeś kierunek: prawo?
Długo zastanawiałem się co robić, miałem przed studiami i podczas studiów różne pomysły, koncepcje. W pewnym momencie jednak uświadomiłem sobie, że wybór tej drogi zawodowej jest też dla mnie w pewnym sensie oczywisty. U mnie w rodzinie prawnicy są od już kilku pokoleń i nawet jeśli początkowo sceptycznie do tego podchodziłem, to uznałem, że na tyle znam specyfikę tego zawodu, że i ja chcę się w tym sprawdzić!
I jesteś „na swoim”.
I to jest dla mnie najważniejsze, że nie jestem od nikogo zależny! To daje przestrzeń i wolność. Zresztą kodeks etyki adwokackiej nie pozwala być zatrudnionym na umowę o pracę.
Pytałam wcześniej o tę chęć zaistnienia, bo pamiętam, (a znamy się wiele lat), reklamę, w której wystąpiłeś u boku samego… Bruce’a Willisa!
Tak, i to była reklama wódki, no ale to były inne czasy! Studenckie, wówczas z moim przyjacielem postanowiliśmy wziąć udział w konkursie, w którym nagrodą był właśnie występ w profesjonalnej reklamie z Bruce’m, który wówczas był na absolutnym topie!

Jeszcze grał w filmach, był w świetnej formie. Teraz choruje i dziś taka reklama z nim nie byłaby możliwa.
Tak, on jest cały czas ikoniczną postać, ale wtedy, w 2010 roku to był sam szczyt aktorski, on był gwiazdą!
Pamiętam, że wówczas w „Wiadomościach” mówili, że on będzie w Polsce nagrywać reklamę. Ranga tego wydarzenia była wysoka. I to było dla mnie niezapomniane wydarzenie, chociaż na spotkanie z nim na planie to była chwila.
W reklamie jest scena, gdy on wchodzi do rozlewni wódki, a Wy tam pracujecie, tylko, no właśnie czy promocja alkoholu przystoi przyszłemu prawnikowi?
Dzisiaj nie zrobiłbym takiej reklamy. To były inne czasy, przestrzeń studencka i myślę, że jest znów to, co pojawia się przy wzięciu udziału w „The Traitors”. Trzeba rozgraniczyć, że program czy reklama to pewna gra, a nasze życie, nasz zawód to co innego. Niemniej jednak oczywiście, że to wszystko wpływa na wizerunek.
I dlatego w programie miałem z tyłu głowy to, że owszem przyjąłem rolę zdrajcy, ale gram lojalnie. Dlatego też, gdy w jednym z odcinków był taki moment, że mogłem wziąć sam dla siebie 50 tysięcy złotych i tym samym uszczuplić wspólny budżet, wybrałem, że nie wezmę tych pieniędzy. Moim zdaniem nieczysta gra, jakieś dodatkowe kombinowanie – to mogłoby uderzyć w mój wizerunek zawodowy i skutkować brakiem zaufania za strony moich klientów. A adwokat jest osobą, której powinno się powiedzieć wszystko, nawet najgorszą prawdę.
„Gdy chodzi o nasz wizerunek, zawsze warto przekalkulować. Rozważyć wszystkie za i przeciw. To, jak jesteśmy postrzegani na zewnątrz, szczególnie jeśli mamy własną firmę, jest dużo cenniejsze niż pieniądze”.
Oglądałeś program ze swoim udziałem?
Co więcej, ja celebrowałem to oglądanie: albo z rodziną, albo ze znajomymi! Ja miałem „mega fun”, że mogę siebie oglądać. To jest w ogóle cudowne uczucie, oglądać siebie!.
Myślę, że wypadłem raczej dobrze, nie skompromitowałem się, nie powiedziałem niczego, czego bym żałował, nikogo nie obraziłem i chyba nie uraziłem, mimo swojej roli w programie, i z tego szczególnie jestem zadowolony. Bo naprawdę dla mnie najważniejsze jest i było to, by spojrzeć w lustro i powiedzieć: „było ok”.
Ciekawe, bo najczęściej ludzie nie lubią na siebie patrzeć w telewizji, sama wiem coś o tymJ. Widzę jednak, że u Ciebie jest odwrotnie, to narcyzm?
Nie! (śmiech) Po prostu… lubię na siebie patrzeć!
Jesteśmy w siedzibie Fundacji „Twój StartUp”, czyli miejscu, w którym każdy może zacząć swój biznes, a koordynatorzy zajmują się finansami, rozliczeniami, czyli prowadzą za rękę. To spore ułatwienie, ale też, (i często to podkreślamy), nie można się bać tego, by szukać nowych dróg i podnosić się, gdy jakiś biznes nie wyjdzie,
Masz alternatywę, gdyby coś nie poszło zgodnie z planem?
Ja mam tak, że planuje i działam, dopiero gdy, coś się wydarza. Na szczęście biznes idzie mi dobrze i od samego początku już udawało mi się pozyskiwać nowych klientów, wygrywać sprawy.
Bez upadków?
Oczywiście, że były pewne komplikacje, wątpliwości, szczególnie na samym początku. Gdy się zaczyna, zawsze jest trudno, szczególnie gdy wchodzi się na rynek, gdzie radców prawnych i adwokatów jest mnóstwo, konkurencja jest olbrzymia!
I wiadomo, że bezpiecznie i rozsądnie jest mieć możliwość alternatywy, ale nie zawsze jest to możliwe. A ja też uważam, że w biznesie warto poczekać, przeczekać kryzysy, oczywiście nie bardzo długo, bo jeśli ktoś 50 lat ma pasmo porażek i nadal próbuje, to może warto w pewnym momencie powiedzieć sobie „stop” i poszukać nowej drogi. Historie wielu amerykańskich przedsiębiorców pokazują, że po czterdziestce, pięćdziesiątce i jeszcze później, można robić wielomilionowe biznesy.
Myślałam, że powiesz, że masz oczywistą alternatywę, bo Bruce’a Willisa i podbijesz Hollywood!
No tak! A jeszcze teraz po tym programie, to już zupełnie świat stoi otworem! (śmiech). Już tak na poważnie, liczę, że zostanę długo w swoim zawodzie.
A dodatkowo ostatnio rozkręcam swoje konto na TikToku, to też dla mnie taka odskocznia od pracy, chociaż kto wie może i stamtąd przyjdą do mnie klienci?
Nie lubię siedzieć bezczynnie, muszę mieć aktywny reset, a to sobie do programu pójdę, a to reklamę nagram (śmiech)
A to rozwód dla relaksu…
Tak! Po prostu trzeba działać, nie ma takiej możliwości, by coś nam wyszło bez działania!