Znasz to uczucie, gdy wszystko powinno się układać – a jednak coś w środku się sypie?
Dajesz z siebie sto procent, zresztą kolejny już raz – i znów czujesz, że to nie wystarcza? Plan był świetny, tylko nagle zaczęło brakować siły, sensu, tlenu. Zamiast tego przyszło pytanie utkane z lęku: „Co dalej?”.
O wypaleniu, które potrafi zatrzymać najlepszych i o pewności siebie, która przychodzi z naszych doświadczeń – z Agnieszką Czajkowską-Wendorff, psycholożką i psychoterapeutką – rozmawia Aleksandra Marciniak.
Zdecydowanie tak. Wypalenie zawodowe to nie jest efekt robienia czegoś nielubianego. Wypalenie jest skutkiem braku równowagi, przeciążenia, zbyt dużej presji. Może pojawić się wtedy, gdy jest za dużo pracy, za dużo odpowiedzialności, a za mało odpoczynku.
Na przykład: śpisz osiem godzin i nadal nie masz siły.
Budzisz się już zmęczona, w ciągu dnia czujesz się, jakby ktoś po prostu wyssał z ciebie całą energię. Często dzieje się to u osób, które są bardzo zaangażowane i dają z siebie wszystko.
Przyczyn jest wiele. Jedna z nich to praca pod presją – nałożenie przez kogoś lub często samemu sobie tylu zadań, że nie starczy doby, by je wykonać.
To wynika właśnie z wygórowanych oczekiwań wobec siebie i mówienia sobie, że „dam radę”.
Podkreślam natomiast, że wypalenie to wynik długotrwałego stresu.
To nie jest tak, że masz wyzwanie, zadanie i przez weekend się czymś tam stresujesz.
To zależy od wytrzymałości osoby – bo to mogą być miesiące, ale i lata.
To nie jest tak, że wypalenie zawodowe pojawia się z dnia na dzień.
To staje się powoli. Wypalenie zawodowe to zespół objawów fizycznych, emocjonalnych i poznawczych.
Ciało nie działa tak, jak powinno – nie masz siły, jesteś zmęczona.
Na poziomie emocji: przygnębienie, smutek. Na poziomie poznawczym – zaburzenia koncentracji, problemy z zapamiętywaniem.
Często dochodzą trudności interpersonalne – osoby wypalone zawodowo izolują się, nie chcą się spotykać, nie mają siły rozmawiać, unikają kontaktu.
Oczywiście. Biznes może iść bardzo dobrze, a my w środku możemy czuć pustkę. Zwłaszcza gdy nakładamy na siebie (lub ktoś na nas) zbyt wysokie wymagania.
Perfekcjonizm to jedna z największych pułapek. Przez niego oczekujemy od siebie rzeczy, które realnie są do zrobienia w pięć lat – a my chcemy to wykonać w rok.
Poczucie porażki, gdy nie dowozimy, potęguje napięcie i obniża samoocenę.
Wszystko się kręci, ludzie nas chwalą, klienci przychodzą – ale my nie mamy już siły się tym cieszyć. Przychodzi zniechęcenie, apatia, niechęć do podejmowania nowych wyzwań. I to są bardzo mocne sygnały, by coś zmienić.
By nie dopuścić do groźnych chorób, takich jak np. depresja, która może nas położyć do łóżka na długo.
Przede wszystkim – zatrzymać się i przyjrzeć się temu, co się dzieje.
Zastanowić się, co jest przyczyną – czy to praca mnie przeciąża, czy sposób,
w jaki ją wykonuję?
Czy to są moje własne wymagania, perfekcjonizm?
I wtedy ważne jest, by przyjrzeć się tym schematom – i powoli zacząć je zmieniać.
Warto wtedy pomyśleć o tym, jak możesz w tej sytuacji zadbać o siebie.
Czy możesz zrobić sobie przestrzeń na odpoczynek? Czy możesz delegować zadania? Czy możesz ustalić sobie granice? Czasem to jest też kwestia odwagi, żeby powiedzieć „nie”. Bo boimy się, że jeżeli odpuścimy, to wszystko się zawali. A to nieprawda – często to właśnie wtedy zaczyna układać. To właśnie ten lęk nas często blokuje przed zmianą. Lęk nie jest naszym wrogiem, to informacja: „Zatrzymaj się, zadbaj o siebie”.
I nie zawsze chodzi o to, żeby od razu robić wielką rewolucję. Czasem to jest mały krok. Czasem wystarczy zacząć od tego, żeby zauważyć, że coś mnie boli, że nie chcę tak dalej.
Tak, akceptacja tego, że nie jestem robotem, że nie wszystko muszę.
I że mam prawo do tego, by powiedzieć: „Potrzebuję zmiany”.
Pewność siebie nie jest czymś, co się ma na zawsze – to jest coś, co się buduje.
I często buduje się ją nie wtedy, kiedy wszystko nam wychodzi, ale właśnie wtedy, kiedy coś się nie udało, a my mimo to wstaliśmy.
Kiedy przetrwaliśmy coś trudnego. Pewność siebie przychodzi
z doświadczenia.

Gdy czujesz, że się dusisz. Że to już nie jest twoje. I nie chodzi o chwilowe zniechęcenie, tylko długotrwałe poczucie, że to cię niszczy. Ludzie boją się przyznać: „Nie wyszło mi”, boją się oceny. Przecież zmiana jest naturalna – nasze marzenia też się zmieniają.
Tak. Gdy uznasz, że masz prawo marzyć inaczej niż 10 lat temu – otwiera się przestrzeń do nowych możliwości. Historie wielkich biznesmenów pokazują, że można odnaleźć sukces po kilku nieudanych próbach. Warunek?
Trzeba wyciągać wnioski, nie tkwić w przeszłości. Każdy z nas ma sukcesy,
ale nie każdy o nich wie. Zachęcam, by zrobić takie ćwiczenie: weźcie kartkę i długopis i wypiszcie trzy swoje największe sukcesy każdego dnia. Nie te „w porównaniu do innych”, tylko twoje własne – nawet te najmniejsze, które do tej pory uznawałaś za „normalne” albo „oczywiste”. To mogą być codzienne zajęcia domowe, spacer, zmywanie naczyń.
Tylko ważne, by to ćwiczenie zrobić na kartce, nie w głowie – bo w głowie to nam umyka. Potraktujcie siebie w tym wszystkim tak, jakbyście opisywali waszą przyjaciółkę – z czułością, bez ocen, z dumą.
To ćwiczenie potrafi zmienić perspektywę, odkryć, ile tak naprawdę mamy
w sobie mocy i siły – i właśnie tak zaczyna się prawdziwa pewność siebie.
"Spójrz na siebie jak na swoją przyjaciółkę
i wypisz trzy sukcesy każdego dnia!”.
Poza pewnością siebie, potrzebujemy też odwagi, by móc choćby poprosić o wsparcie…
Absolutnie. Ja mam ogromny szacunek i uznanie dla osób, które – na przykład w mediach społecznościowych – dają ogłoszenie: „Słuchajcie, drodzy znajomi, szukam pracy.”
Moja koleżanka przez długi czas była bez pracy. Była specjalistką w swojej dziedzinie, mimo to przez wiele miesięcy nie potrafiła znaleźć zatrudnienia.
I co ciekawe – zaczęła pracować jako listonoszka, czyli totalnie w innej branży. Potrzebowała pieniędzy na życie i, gdy znajomi dowiedzieli się o jej nowej pracy, widziałam, jak niektórzy pisali: „Co to za praca poniżej jej możliwości?”
Takie zachowanie mnie oburza, bo zamiast docenić, że ktoś działa – podcina się skrzydła. Czasami trzeba pracować poniżej swoich możliwości. Często później okazuje się, że po różnych doświadczeniach ta osoba znajduje swoją pracę marzeń.
Znam to z doświadczenia. Ta ocena innych bywa paraliżująca i sabotująca właśnie tę naszą pewność siebie. Wtedy wpada też czarne myślenie, że na pewno się nie uda!
To w ogóle jest ciekawy wątek, bo w psychologii istnieje taka technika, by wyobrazić sobie ten najgorszy scenariusz i zobaczyć, co się stanie – czy świat się zawali. Okazuje się, że nie. Natomiast to czarnowidztwo, dostrzeganie tylko zagrożeń, jest już dla nas sygnałem, by zmienić podejście – nie tylko do pracy, ale i do życia. Katastroficzne myślenie wprawia ciało w stres – to nigdy nie jest przydatne.
Jeżeli boisz się zmian, to pomyśl o tym, żeby mieć np. odłożone pieniądze na trzy miesiące do przodu, a najlepiej na sześć. To mogą być drobne sumy, odkładane co miesiąc – ale już one dają ogromną ulgę, taką poduszkę bezpieczeństwa. Kiedy boisz się, że nie będziesz mieć za co żyć, trudno jest w ogóle cokolwiek zmieniać. Taki lęk trzeba oswoić.
Tak. I może się okazać, że ten ogień wcale nie parzy. Że to będzie ogień, który doda skrzydeł. I powstaniemy silniejsi – jak feniks z popiołów!

Wypalenie nie musi oznaczać końca – na pewno jest drogowskazem. Znakiem, który pokazuje, że nasz dotychczasowy plan przestał działać i trzeba albo pójść inną drogą, albo zamienić bieg na spacer.
Pewność siebie to proces, zbudowany z chwil, kiedy – mimo zmęczenia – robisz kolejny krok. I chwil, kiedy pozwalasz sobie na odpoczynek i zastanowienie: jak i dokąd dalej iść.
W Fundacji Twój StartUp wspieramy tych, którzy szukają tej drogi na nowo. Którzy nie chcą się poddać – nawet jeśli mają prawo czuć się zmęczeni. Wierzymy, że właśnie z działania i doświadczenia rodzi się pewność siebie. A to ona staje się Twoją największą siłą – niezależnie od tego, gdzie dziś jesteś.