Mówienie „nie” i stawianie granic nigdy nie dzieje się bez przyczyny. Ktoś najpierw musi je naruszyć, przekroczyć lub zachować się niestosownie. Bywa, że klient jest roszczeniowy, chce wszystko „na już” i nie akceptuje realnego terminu realizacji.
Sama znam przykład kolegi, który uczy języków obcych dyrektorów dużych firm. Przyznaje, że ma dylemat, gdy jego uczniowie komentują rzeczywistość w sposób, który dla niego jest obraźliwy. Bo choć czuje się z tym źle, to boi się zareagować – w końcu klient to zarobek.
Nie warto jednak tkwić w błędnym kole. Biznes oczywiście musi generować zyski, ale uleganie chamstwu czy milczenie wobec zachowań, które nas upokarzają, nie wygląda dobrze – ani w oczach innych klientów, ani wobec samego siebie.
Z doświadczenia wiem, że nie ma takiego klienta, któremu pozwoliłabym wejść sobie na głowę i przekroczyć moje granice. Choć przyznaję – to kwestia zarówno wcześniejszych doświadczeń, jak i charakteru.