Przedstawiamy ciekawą propozycję dla wszystkich, których interesuje rozwój osobisty. Prowadząc działalność lub startup niezmiernie ważna jest efektywność. W tym artykule przedstawiamy innowacyjny sposób na jej zwiększenie.
Ten dobry nawyk teoretycznie cechuje ludzi sukcesu i podobno wpływa na to, czy faktycznie ten sukces osiągniemy. Oczywiście, niektórzy ludzie są wyjątkami od tej reguły i udaje im się, gdy wstają nawet o 10 rano, każdego dnia. Niemniej jednak, w większości przypadków ludzie, którzy odnoszą sukcesy życiowe, stosują tę praktykę – Jeff Bezos, Tim Cook, Elon Musk, Oprah Winfrey, Tony Robbins, Bill Gates, Deepak Chopra i wielu, wielu innych.
DLACZEGO?
Postanowiłam zainteresować się tym tematem, bo miałam po prostu problem z organizacją swojego czasu. Jestem nocnym markiem i przez wiele lat byłam usatysfakcjonowana faktem, że jako „wolny strzelec” z elastycznymi godzinami pracy, mogę po prostu bezkarnie siedzieć do późna, bez konsekwencji i nakazu, aby o 8 rano być w biurze. Wstawałam przed południem, szłam do pracy, wracałam – obiad, siłownia i ślęczenie po nocach, w poszukiwaniu chwili dla siebie. Przeczytałam wiele artykułów, które mówiły o tym, że mój mózg po prostu „lubi” być aktywny wieczorami, że jestem wtedy bardziej produktywna. W jednej z książek, jaką czytałam, właśnie w nocy, opisany był „cud 5 nad ranem” (5AM MIRACLE Jeffa Sandersa – polecam!) i postanowiłam podjąć rękawicę. Jeśli ja będę w stanie wstawać o 5 rano i odniosę z tego jakieś korzyści – naprawdę każdemu może się to udać.
EKSPERYMENT CZAS ZACZĄĆ!
Mój eksperyment miał trwać 2 miesiące. Osobie, która wstawała ok. 11, ustawienie budzika aż 6 godzin wcześniej było nie lada wyzwaniem. Szczerze mówiąc, pierwszy dzień nie był najtrudniejszy. Czułam lekkie podekscytowanie i byłam wyraźnie zmotywowana. Reakcja na poranny alarm była podobna do tej, kiedy jedziesz na wycieczkę szkolną w podstawówce – mimo że budzik dzwoni wcześniej niż zwykle, wstajesz bez marudzenia, bo wiesz, że dziś czeka Cię coś ciekawego. Kryzys przyszedł później, około 11-12 i przyznaję bez bicia, że bez kilku RedBulli się nie obyło (nie róbcie tego w domu!). Kolejne dni zamieniły się w walkę z samą sobą: nadal chodziłam spać późno, około 2 w nocy, ale wstać musiałam o 5. Moja adaptacja do nowego trybu trwała około tygodnia. Dopiero po takim czasie zaczęłam odczuwać faktyczne korzyści wstawania rano.
KORZYŚCI?
Zauważyłam, że największy wyrzut energii mam około godziny po przebudzeniu. Wtedy czas mogę poświęcić na wszystko to, na co wcześniej nie miałam czasu. To, że zaczynałam pracę o tej samej porze co wszyscy, sprawiało, że wiele rzeczy mnie rozpraszało – telefony, smsy, maile, muzyka i rozmowy. Fakt, że w pracy zaczęłam się pojawiać wcześniej, dało mi kilka godzin samotności (moi koledzy z pracy przychodzą ok. 10) i mogłam skupić się na najbardziej wymagających projektach, z lepszym skutkiem – po prostu robiłam to dużo szybciej. Podczas tych dwóch miesięcy eksperymentu mój dzień zupełnie się zmienił. Mam wrażenie, że zyskałam około dwóch godzin dziennie. Nie oszukujmy się, że moje wcześniejsze siedzenie do późna nie było najbardziej produktywnym działaniem. Zazwyczaj czytając albo oglądając filmy, byłam pół-przytomna, albo zapominałam, o czym była ostatnia przeczytana strona. Nie jesteśmy przecież nietoperzami. Budzenie się o 5 rano zmuszało mnie do chodzenia spać między 23 a 24 początkowo, potem jeszcze wcześniej, co było dla mnie optymalne (nadal brzmi to dla mnie absurdalnie!). Funkcjonowałam z dużo dłuższym dniem, robiąc więcej i wydawać się może, że to niewiele, ale 2 godziny więcej każdego dnia daje 14 godzin więcej tygodniowo, a tym samym 728 godzin więcej rocznie. Wracając z pracy o 15, miałam wrażenie, że mam przed sobą jeszcze cały dzień, nagle starczało mi czasu na wszystko! Rano, przed pracą, znajdowałam czas na jogę, kawę, śniadanie czy prasę. Uwierzcie, że mój tata, dzwoniąc o 8 rano, słysząc, że od godziny siedzę przy biurku, zaczął rozważać, czy wszystko ze mną w porządku. Pewnego dnia wstałam, wyjątkowo bez budzika, jak zawsze, o 5, wzięłam, jak zawsze, zimny prysznic, ubrałam się, zjadłam, włożyłam kurtkę, buty i złapałam na telefon. 5:45 – sobota… Tak zaangażowałam się w poranne wstawanie, że zapomniałam o weekendzie. Da się?! Da!
Co więcej, przestałam żyć w nieustannym przeświadczeniu, że ciągle się spieszę, że ciągle jestem zobowiązana czymś, czego nie zdążam zrobić. Zaczęłam też być bardziej zmobilizowana i faktycznie zaobserwowałam coś, o czym było napisane w książce. Zaczęłam budować „silnego ducha”, jakkolwiek by to nie brzmiało. To ogromnie ważne, szczególnie kiedy dopiero zaczynamy ze startupem lub działalnością. Fakt, że byłam w stanie utrzymywać taki nawyk przez dłuższy czas, dawało mi poczucie siły, przełamywania swoich słabości. To naprawdę buduje pewność siebie.
WNIOSKI?
Jakie były minusy i czy każdy da radę? Nie, nie każdy. Trzeba mieć BARDZO, bardzo dużo samozaparcia, tym bardziej, jeśli do tej pory tak jak ja byleś nocnym markiem. Wiem też, że takie ranne wstawanie, zawsze będzie wymagało ode mnie dużo samodyscypliny. Trochę jak z chodzeniem na siłownię – mimo że ćwiczysz nawet dwa lata, Twój poziom mobilizacji, musi być stały. I tak jak na siłowni, nawet kiedy od dwóch lat zawsze w czwartki o 18 robisz trening, to któryś czwartek jest właśnie TYM czwartkiem, w którym po prostu nie chce Ci się, nie masz siły, po prostu NIE. W moim eksperymencie było tak samo – miałam dni-kryzysy i kilka razy zaspałam. Mój mózg chyba wyparł budzik. Wnioski? Wstawanie o 5 rano to jedna z lepszych rzeczy, jakie możecie sobie postanowić, szczególnie dla Waszej produktywności. W tym czasie znacznie lepiej szło mi opracowywanie innowacji. Możecie wierzyć lub nie, ale dużo lepiej wstaje się o 5 niż o 7. Niestety, mój tryb rannego wstawania, zakończył się wizytą mojego kuzyna na ferie. To wtedy swój dzień musiałam podporządkować również pod kogoś, nie tylko pod siebie. Wypadłam z cyklu porannych pobudek po dwóch miesiącach i niestety, nie weszło mi to w nawyk. Wiem, jak dobre jest to dla mnie, ale wiem też, ile mnie to kosztuje. Wszystko zależy od Waszych ambicji. Myślę, że 5 nad ranem może być cudem, jeśli możemy pozwolić sobie na zarządzanie własnym dniem, niezależnie od innych.
Nie wiem, czy uda mi się wrócić do codziennego wstawania, ale bardzo bym chciała! Trzymajcie kciuki i dajcie znać, o której Wy wstajecie!