Biznes jak Eurowizja? Zdecydowanie tak!
Własny biznes to… scena – z gorączką przygotowań, koniecznością pracy nad wizerunkiem, szukaniem trendów i odwagą, by w ogóle się pokazać.
W felietonie zastanawiam się nad tym, jak budować markę osobistą, która zostaje zapamiętana – nawet jeśli nie zawsze wygrywa algorytmy. Do refleksji dołącza Mateusz Szymkowiak – dziennikarz, konferansjer, relacjonujący od lat kulisy Konkursu Eurowizji. Człowiek-energia i człowiek-orkiestra, który doskonale wie, co naprawdę liczy się na scenie – tej medialnej i tej biznesowej.
Wyczuć moment
Pamiętam to, jak dziś – 25 listopada 2018 roku. Pracowałam wtedy
w redakcji informacyjnej TVP.
Z Mińska przychodzi wiadomość: „Eurowizję Junior wygrała Polka! Roksana Węgiel”. Radość… i popłoch w redakcji.
Do Mińska nikt nie poleciał. Konkurs – wtedy jeszcze traktowany przez media w Polsce dość niszowo – został pominięty. Nikt nie spodziewał się takiego sukcesu. W końcu do 2018 roku, choć TVP regularnie wysyłała na Eurowizję Junior uzdolnione dzieci, żadne z nich nie było dotąd nawet na podium.
A tu: wygrana. Po raz pierwszy w historii. I… żadnego reportera na miejscu! Okazało się jednak, po kilku szybkich telefonach, że z Roksaną Węgiel i polską reprezentacją był w Mińsku Mateusz Szymkowiak z „Pytania na śniadanie”. Pomyślałam wtedy: „Wygrał to!” – bo tylko on jeden miał świeże relacje z miejsca wydarzeń, tylko on miał dostęp do tego, czego nikt z Polski nie zdążył nagrać, zobaczyć, przeżyć.
A najlepsze w tym wszystkim? Mateusza o mały włos… w ogóle by tam nie było! Dowiedziałam się o tym niedawno – podczas „Środy w TS”, czyli cyklicznego wydarzenia Fundacji Twój StartUp, w którym Mateusz był moim gościem. Oczarował publiczność swoimi historiami z pracy dziennikarskiej, ale też umiejętnością łączenia ich z biznesem, budowaniem marki osobistej i wizerunku w mediach. A tych punktów stycznych jest naprawdę wiele – ale po kolei.
Mateusz na Eurowizję Junior średnio chciał jechać. Szczególnie że organizatorem była wtedy Białoruś – umówmy się, nie jest to wymarzone miejsce na delegację ani dla reportera, ani właściwie… dla nikogo.
Próbował przekładać wyjazd, ale wydawczyni się uparła. Ktoś musiał tam być, na wypadek sukcesu. Choć, szczerze mówiąc, chyba nikt się go nie spodziewał – mimo że Roksana już jako nastoletnia dziewczyna miała głos jak dzwon!
Koniec końców, Mateusz znalazł się w Mińsku i był jedynym polskim reporterem, który relacjonował zwycięstwo Polski na Eurowizji Junior.
Pamiętam emocjonalne relacje z tej chwili – zresztą do dziś krążą po sieci. Mała Roksana skacze z radości i krzyczy, że nie wierzy w to, co się właśnie wydarzyło.
„Wydaje mi się, że to zwycięstwo Roksany dla wielu dziennikarzy z zagranicy i bukmacherów było bardzo dużym, ale bardzo miłym zaskoczeniem. To jest Eurowizja – konkurs, który rządzi się swoimi prawami. Polska wielokrotnie była typowana wysoko, a później… wiemy, jak było. Roksana miała świetną piosenkę, jest bardzo zdolną dziewczyną, a reżyser Konrad Smuga pomógł jej wszystko pięknie przekazać językiem telewizji XXI wieku – i mamy zwycięstwo! To niesamowite, jak historia zatacza koło – bo Roksana była podopieczną Edyty Górniak w The Voice Kids” – mówił Mateusz Szymkowiak w rozmowie z redakcją Jastrząb Post, tuż po przylocie do Warszawy ze zwycięską ekipą.
Uwierzyć w marzenia
Występ Edyty Górniak z 1994 roku pamiętam jak przez mgłę.
Byłam wtedy małym dzieckiem, wiem jednak, że telewizja transmitowała Eurowizję z Dublina późno w nocy.
Zapadła mi w pamięć piosenka „To nie ja”, bo długo później każdy ją nucił – leciała w radiostacjach, telewizji, wszędzie.
Z licznych powtórek przypomniałam sobie, że Edyta Górniak stała na środku sceny w skromnej białej sukience, bez wizualizacji, bez dekoracji, bez show. Dziś to nie do pomyślenia. A jednak samym głosem zdobyła drugie miejsce – do dziś nikt w Polsce nie powtórzył tego sukcesu!
„Miałem wtedy 7 lat, od września szedłem do pierwszej klasy podstawówki. Moja mama ze swoją koleżanką Krystyną kilka dni przygotowywały się do tego polskiego debiutu na Eurowizji. Były przekąski, był szampan […]. Edyta występowała dopiero jako 24., więc wybaczcie, ale moje pierwsze w życiu Eurovision Party po prostu przespałem” - – napisał Mateusz Szymkowiak na Instagramie, wspominając ten legendarny już występ Edyty.
A ja myślę sobie, że od tamtej pory żadnego Eurovision Party nie tylko nie przespał, ale niektóre sam rozkręcał – i to zarówno w wersji „dużej”, jak i tej dla dzieci.
Może więc i przespał 1994 rok, ale swojego momentu na pewno nie przegapił. Zapytałam Mateusza niedawno, czy wtedy, jako dziecko,
w ogóle wyobrażał sobie, że kiedykolwiek będzie stał na eurowizyjnej scenie albo podawał wyniki z Polski jako wybrany dziennikarz?
Oczywiście, że nie. A jednak tyle razy, ile widziałam jego relacje (nie tylko eurowizyjne), tyle razy nie miałam żadnych wątpliwości, że i on spełnia swoje marzenia.
I to właśnie jest najważniejsze – zarówno w przypadku Eurowizji, jak i w prowadzeniu biznesu. Tak samo w dziennikarskiej pasji, jak i przy zakładaniu własnego startupu.
Uwierzyć w swoje marzenia. Nie bać się ich!
Ile razy słyszałam już od innych: „Inni robią to lepiej, to po co mam się porywać z motyką na słońce?”.
Ile razy mój wewnętrzny krytyk krzyczał mi do ucha: „A co, jak sobie nie poradzisz? Jak to będzie wyglądać?!”.
A gdyby tak zadać sobie – i wewnętrznemu krytykowi – inne pytania:
„A co, jeśli sobie poradzę?”,
„A co, jeśli spełnię marzenia i będzie jeszcze lepiej, niż zakładam?”.
Przyznam się Wam do czegoś, po raz pierwszy napiszę to publicznie…
gdy Viki Gabor śpiewała „Superhero”, podczas Eurowizji Junior akurat malowałam się… w toalecie, tuż przy tak zwanym „Bubble Roomie”,
czyli przestrzeni dla uczestników konkursu i dziennikarzy.
Pomiędzy występami miałam wejścia na żywo na antenę ogólnopolską, więc właśnie robiłam sobie makijaż, gdy usłyszałam piosenkę, którą znałam na pamięć. I wiecie co? Nie miałam wątpliwości, że Viki wygra.
Wszyscy naokoło wówczas mówili: „Nie, Polska nie może wygrać
drugi raz z rzędu!”.
A jednak, już na samo ogłoszenie wyników wszyscy stali przy dużym monitorze w Bubble Roomie… i stało się, radość, ogromna radość.
Byłam w szoku, gdy zobaczyłam, że przedstawiciele drużyn i dziennikarze z innych krajów też się cieszą! Tak właśnie powinien wygląda idealny świat, gdy inni celebrują nasze sukcesy!
Ale no cóż… to nie idylla, tak nie wygląda. Mateusz Szymkowiak mówi mi,
że rywalizacja jest widoczna, szczególnie podczas Eurowizji dla dorosłych. Reprezentant każdego kraju chce wypaść jak najlepiej, wiadomo, że wygrywa tylko jeden kraj a jego wygrana automatycznie oznacza to, że organizuje wielki event. Polska dwa razy była organizatorem Eurowizji Junior, pech chciał, że w 2020 roku wybuchła pandemia koronawirusa…
„Move the World” – „Porusz świat” – tak brzmiało hasło Eurowizji Junior 2020, zorganizowanej w Polsce w wyjątkowych, pandemicznych realiach. Konkurs odbył się w Warszawie, a nasz kraj reprezentowała utalentowana Ala Tracz, która zajęła 8. miejsce, prezentując się z ogromnym wdziękiem i profesjonalizmem.
Ze względu na sytuację epidemiczną, reprezentacje krajów łączyły się online ze studiem TVP przy ul. Woronicza, skąd transmitowano sygnał do całej Europy. To była druga z rzędu edycja Eurowizji Junior organizowana w Polsce – dzięki historycznemu zwycięstwu Viki Gabor w 2019 roku.
Choć była to „covidowa” edycja konkursu, wydarzenie zostało zorganizowane z ogromnym rozmachem i przy użyciu nowoczesnych technologii. Jako korespondentka mogłam z bliska obserwować, jak graficy pracują z wykorzystaniem VR (wirtualnej rzeczywistości) – nowości technologicznej, która wtedy dopiero wkraczała do polskiej telewizji.
To była edycja inna niż wszystkie – nie tylko przez format hybrydowy. Program poprowadzili Viki Gabor i Mateusz Szymkowiak, którego po raz pierwszy zobaczyłam… bez okularów! Prowadzili z energią i naturalnością – jakby urodzili się na tej scenie.
Szczególnie zapadł w pamięć wspólny występ wszystkich reprezentantów, zrealizowany z użyciem VR – zaśpiewali razem piosenkę napisaną specjalnie na tę okazję: „Move the World”, która naprawdę poruszyła.
Nie tylko na miejscu – ale też wszystkich widzów przed ekranami.
W sukces trzeba uwierzyć – to jasne. Tak samo, jak jasne jest to, że warto pielęgnować swoje marzenia. I tu – zarówno ja, jak i Mateusz – jesteśmy tego absolutnie pewni.
Jedno jest jednak „ale”: nie możemy fiksować się na samym sukcesie. Nie możemy zakładać, że zakładając własny startup, od razu zdobędziemy rzesze klientów i zarobimy miliony. Bo sukces w biznesie (i nie tylko w biznesie!) nie spada z nieba.
Prawda – choć banalna – jest taka, że na sukces składają się: praca, praca
i… łut szczęścia (który, nie oszukujmy się, zawsze się przyda – żeby nie zapeszyć 😊).
Trening czyni mistrza
Próby, próby i jeszcze raz próby. Przygotowania do Eurowizji – do zaledwie kilkuminutowego występu – trwają często przez wiele… miesięcy.
Ostatnio, gdy Justyna Steczkowska reprezentowała Polskę podczas Eurowizji, w swoich mediach społecznościowych pokazywała kulisy przygotowań: liczne próby, wywiady, omawianie scenografii. Wiele osób pisało w komentarzach, że nie mieli pojęcia, jak długi i wymagający jest ten proces!
W przypadku wydarzeń na wielkich scenach, transmitowanych do milionów widzów w różnych krajach, liczy się każdy szczegół. Wszystko musi perfekcyjnie współgrać. Mateusz opowiada, że technicy godzinami wybierają najlepsze kadry, by występy wyglądały jak najlepiej. A przecież sami wiecie (zakładam, że choć raz oglądaliście Eurowizję), jak spektakularne rzeczy dzieją się na scenie.
Justyna Steczkowska przeszła samą siebie – wykonała wszystkie akrobacje i podnoszenia samodzielnie, a do tego skoordynowała zespół tancerzy, zadbała o stroje i spójność wizji. Od lat podczas Eurowizji każdy kraj przygotowuje własne wizualizacje sceniczne, które mają ubarwić występ – ale i tu kryje się kolejne wyzwanie: precyzja, spójność, eliminacja wpadek.
Przyznam szczerze, że w transmisjach – zarówno „dużej”, jak i juniorskiej Eurowizji – nie widziałam ani jednej poważnej wpadki. Dlaczego? Bo profesjonalizm w prezentacji to podstawa.
Jak to wszystko ma się do budowania własnego biznesu czy startupu? Otóż: trzeba zadbać o każdy szczegół. Gdy już wiemy, jaki startup chcemy rozwijać, w jakiej branży działać – musimy postawić na jakość produktu, dbałość o detale, ale przede wszystkim: na wizerunek w biznesie. Bo nawet najlepszy pomysł bez dobrej prezentacji… może nie zadziałać.
Jak Cię widzą, tak Cię piszą
To prawda stara jak świat – tak jak się pokażemy, tak zostaniemy odebrani. W dobie mediów społecznościowych NIE DA SIĘ prowadzić skutecznej marki osobistej bez obecności na Facebooku, Instagramie czy TikToku. Owszem, marketing szeptany ma się nadal dobrze, ale sprzedaż internetowa i widoczność w sieci to podstawa każdego współczesnego biznesu online.
Musimy pamiętać, że zdjęcia, relacje czy rolki, które publikujemy, powinny być spójne z wizerunkiem naszej firmy. Dokładnie tak, jak na scenie. O ile kiedyś – w latach 90., gdy Edyta Górniak wyśpiewała w Dublinie „To nie ja” w prostej, białej sukience – wystarczył talent i minimalizm, o tyle dziś to nie przejdzie. Scena Eurowizji wymaga efektów, LED-ów i spektakularnych wizualizacji. Tak samo w mediach społecznościowych – trzeba się pokazać, wyróżnić, zbudować rozpoznawalny wizerunek marki.
Jak to zrobić? Odpowiedź może wydawać się banalna: BYĆ SOBĄ.
W autentyczności tkwi prawdziwa siła.
Sprawdź w naszym felietonie JAK DZIAŁAĆ MIMO STRACHU
W 2016 roku zespół Tulia reprezentował Polskę na Eurowizji. Mateusz Szymkowiak – a jakże! – im towarzyszył. Reżyser Konrad Smuga zaproponował wówczas, by jedną ze zwrotek piosenki „Pali się” zaśpiewały po angielsku. Dziewczyny nie zgodziły się na to.
Ich występ był w całości po polsku – w zgodzie z ich stylem, ludowymi strojami i śpiewem białym głosem. Zajęły wtedy 11. miejsce w półfinale. Zabrakło dwóch głosów, by zakwalifikować się do finału.
„– One mówiły mi później, że rzeczywiście, gdyby dodały tę zwrotkę po angielsku, pewnie miałyby więcej punktów, ale nie żałują” – mówi Mateusz. – Najważniejsze to być sobą i słuchać siebie.”
I rzeczywiście, brak awansu do finału nie oznaczał końca.
W 2023 roku Tulia razem z Haliną Mlynkovą wygrały Konkurs Premier w Opolu z piosenką „Przerwany”. Bywa więc tak, że nie zawsze wszystko się wygrywa. Nawet jeśli coś przegramy, a w naszej ocenie „dotkniemy dna”, to NIC NIE OZNACZA. A już na pewno nie oznacza końca kariery czy upadku biznesu.
Warto wyciągać wnioski, ale nie wolno się biczować za swoje decyzje. Uwielbiam powiedzenie dr Ewy Woydyłło-Osiatyńskiej: „Człowiek nie po to ma oczy z przodu, by patrzeć w tył”.
Każdy błąd – czyli decyzja, która dziś nie prowadzi nas na szczyt – jest po prostu LEKCJĄ. Najważniejsze to słuchać siebie i podążać za swoimi wizjami.
Mateusz opowiadał, że to Roksana Węgiel – nastolatka! – sama zaproponowała reżyserowi, by podczas jej występu pojawiły się latające wstążki. Zainspirował się tym pomysłem i wyreżyserował widowisko, które przyniosło Polsce historyczne zwycięstwo.
Pamiętajcie – Wasze wizje mogą inspirować innych. Wystarczy je złapać w locie… i nie bać się ich realizować!
Aleksandra Marciniak


W Fundacji Twój StartUp wspieramy przedsiębiorców kompleksowo – pomagamy nie tylko w formalnościach, ale też doradzamy wizerunkowo, szkolimy z marketingu internetowego i uczymy, jak świadomie budować własny startup i markę osobistą.
Podczas ostatniej „Środy w TS” w Warszawie rozmawialiśmy o tym, jak łączyć scenę z biznesem, a networking, spotkania i pub quiz pokazały, że inspiracja i rozwój naprawdę mogą iść w parze.
Kolejna edycja już 30.07 w Gdańsku – nie przegap!

