„Nie czekaj, aż wszystko będzie idealne – zacznij działać już dziś. Nawet jeśli masz tylko dwa produkty, dwóch klientów czy dwóch obserwujących.
"To już jest początek” – mówi dr Elena Pawęta, trenerka biznesu, mówczyni, wieloletnia organizatorka TEDx w Polsce, założycielka firmy szkoleniowej „IDEAS+LEADERS”.
W rozmowie z Aleksandrą Marciniak przedstawia, jak zbudować wizję, która porusza ludzi, i jak sprawić, by nawet drobny krok stał się startem wielkiej drogi.
Jesteś kobietą sukcesu?
Myślę, że tak.
To dumnie brzmi… Mam wrażenie, że w Polsce rzadziej się tak o sobie mówi. Ty, jako mówca, stawałaś na wielu scenach – w różnych krajach. Jak to widzisz? Wypada o sobie powiedzieć: „jestem kobietą sukcesu”?
Zastanowiłam się chwilę, zanim odpowiedziałam. Myślę, że to zależy od definicji sukcesu. Podczas jednego z moich wydarzeń TEDx usłyszałam fantastyczną mowę Piotra Pustelnika o tym, że sukces nie jest czymś odległym czy nieosiągalnym. Sukces to harmonia – równowaga między różnymi sferami życia. To nie tylko miliony na koncie czy globalna rozpoznawalność. Sukces to harmonia – równowaga między różnymi sferami życia.
A jak w Twoim przypadku wygląda ta równowaga? Prowadzisz szkolenia, organizujesz TEDx i inne konferencje, działasz w biznesie – to chyba spore wyzwanie?
Staram się zachować balans, choć nie zawsze wychodzi idealnie. Prowadzę firmę szkoleniową, działam non-profit, wspieram fundacje jako mentorka, uczę w Szkole Głównej Handlowej, a jednocześnie dbam o życie rodzinne, podróże i rozwój osobisty. Czasem jedna sfera przejmuje kontrolę – gdy kończę publikację naukową, odcinam się od maili. Gdy prowadzę szkolenie wyjazdowe, całkowicie temu się poświęcam. Dla mnie harmonia jest częścią sukcesu życiowego.
Moja misja to rozwój komunikacji i przywództwa oraz łączenie liderów
z całego świata. Wiem, że mogłabym osiągnąć większy rozgłos w nauce czy biznesie, ale kosztem innych obszarów. Najważniejsze, że wszystko, co robię, łączy się z moją misją: rozwojem komunikacji i przywództwa. Wspieram międzynarodowych liderów i tworzę przestrzeń do networkingu, m.in. poprzez organizację konferencji – w tym TEDx.
Jeśli nowy projekt nie pasuje do tej wizji, mówię „nie”.
Jak odkryłaś tę misję?
To przyszło naturalnie. Zaczęłam prowadzić wykłady, zrobiłam certyfikację trenerską, szkoliłam w Polsce i za granicą. Zrozumiałam, jak bardzo chcę, by ludzie świadomie rozwijali swoje kompetencje przywódcze i komunikacyjne. Nikt w szkole nie uczy, jak być liderem i skutecznie rozmawiać – a to są kluczowe kompetencje.
I wtedy pojawił się pomysł na TEDx?
Tak. Dziesięć lat temu siedziałam z przyjaciółmi z Toastmasters w Łodzi
i powiedziałam: „Zróbmy konferencję TEDx!”. Wszyscy byli na „tak”, ale… nikt nic nie zrobił. Więc ja zaaplikowałam o licencję. Gdy ją dostałam, ogłosiłam to na Facebooku – i wtedy zgłosiło się mnóstwo chętnych do zespołu. Pierwsze wydarzenie TEDx w Łodzi zorganizowałam w salach Twojego StartUpu. Po latach znów się tu spotykamy!
Potem przeniosłam się do Warszawy i przez kilka lat organizowałam edycję dla kobiet TEDxWarsawWomen.

Dziś prowadzę już własne, międzynarodowe konferencje, a licencję TEDx przekazałam Ewie Turek. Wspieram wydarzenia jako mentorka, a czasem po prostu jako widz.
Ale jest coś wyjątkowego – moja córka Wiktoria w wieku zaledwie piętnastu lat rusza z projektem TEDx dla młodzieży. Dorastała na zapleczach TEDx, a dziś sama została najmłodszą organizatorką TEDx w Polsce.

Patrzę na to zdjęcie sprzed kilku lat, Wiktoria trzyma w rękach charakterystyczny czerwony znak „X”. Kto by pomyślał, że kilka lat później moja córka będzie firmować swoją edycję TEDx?! Obok niej – jej młodsza siostra Marysia, która też od początku „była w TEDx-ie”, czasem jeszcze w wózku. Dzieciaki dosłownie dorastały w atmosferze sceny, konferencji
i inspirujących mówców.
A Ty? Gdy zaczynałaś, miałaś wątpliwości, czy od razu wiedziałaś, że się uda?
Parę lat temu zrobiłam sobie test talentów Gallupa i wyszło z niego, że moim głównym tematem jest wizjonerstwo. Zawsze, kiedy cokolwiek robię, mam wielką wizję! Od początku widziałam też TEDx.
Widziałaś ten efekt końcowy?
Tak, chociaż to nie zawsze pomaga – czasem przeszkadza w planowaniu. Widzę całość, ale nie zawsze wiem, ile kroków potrzeba, by dojść do finału. Gdy organizowałam TEDx, miałam wokół siebie fantastyczne osoby, które pomagały mi realizować wizje.
Bywało, że na spotkaniu zespołu mówiłam: „Słuchajcie, widziałam premierę, gdzie otwiera się scena, stoi orkiestra symfoniczna – wyobraźcie to sobie!”.
A oni pragmatycznie: „OK, ale czy wiemy, ile osób zmieści się na scenie i czy podłączymy wszystkie instrumenty?”. Wtedy okazywało się, że jest długa lista zadań, o których wcześniej nie myślałam.
To wielka siła mieć takich ludzi wokół. Jak ich do siebie przyciągnęłaś?
Myślę, że pomaga w tym moje wizjonerstwo i wiara, że się uda. Uwielbiam ludzi z pasją – takich właśnie przyciągam.
Zarażasz ich swoją wizją?
Tak. W zeszłym roku wymyśliłam międzynarodowe summity IDEAS+LEADERS, w ramach działalności mojej firmy szkoleniowej
i podcastu o przywództwie i komunikacji. Powiedziałam zespołowi,
że wejdę z przytupem na rynki międzynarodowe i zrobię serię konferencji. Część ludzi od razu była na „tak”, inni patrzyli sceptycznie,
ale gdy widzieli, że dążę do celu – dołączali.
Zauważyłam, że kiedy ludzie się zarażają pomysłem, zaczynają szukać rozwiązań, a nie problemów. W ten sposób udało się zrealizować wszystkie dotychczasowe wydarzenia – od znalezienia mówców po partnerów i sponsorów. W styczniu zrobiliśmy konferencję w Nowym Jorku, a w kwietniu Summit w Londynie – dzieje się!

Miałaś wątpliwości mimo swoich silnych wizji?
Pewnie, że tak. Pamiętam, że przy ostatniej konferencji w Londynie budżet się nie spinał, oraz wiele rzeczy nie wychodziło. Kolega z Londynu zapytał: „Może to odwołać?”. Odpowiedziałam: „Nie – to już zaplanowane. Co więcej, udało nam się zaprosić Księżną Yorku, więc nie mogłam tego odwołać”. Napisałam mu wtedy krótko: “The Duchess said YES” – i było jasne, że my nie możemy powiedzieć „nie”.
Do dziś, gdy coś się sypie, a my i tak robimy swoje, powtarzamy: „The Duchess said YES”:)
Co jest siłą Twojego zespołu?
Działamy projektowo – konferencje, szkolenia – mamy wspólny cel, który łączy wszystkie zespoły, z którymi pracuję. Do tego dochodzi pozytywne spojrzenie na świat i zasada: nie mówimy „nie” od razu, a najlepiej wcale.
Kiedy wychodzę z wizją, ludzie wchodzą w ten świat i angażują się, bo widzą dla siebie przestrzeń i rolę w projekcie.
Miewasz jeszcze tremę?
Czasami, ale kiedyś miałam ogromną – szczególnie przy pierwszych prezentacjach, gdy byłam zupełnie nieświadoma. Na studiach to wszystko wydawało się przerażające.
Później zaczęłam już świadomie zajmować się komunikacją, a kluby Toastmasters bardzo mi w tym pomogły. Zawsze polecam je osobom, które zmagają się z tremą. Jeśli ktoś na co dzień nie występuje – jak dziennikarz czy wykładowca – każda prezentacja raz na kilka miesięcy może paraliżować. W klubach można regularnie ćwiczyć i dostawać informację zwrotną. To buduje pewność siebie.
Trema i tak zostaje, ale zaczynamy ją inaczej postrzegać – nie jako coś złego, ale jako ekscytację i dodatkową energię. Trema to energia, która daje kopa do działania.
Przed każdym wyjściem na scenę ona jest – największe gwiazdy – jak Rihanna czy Beyoncé – też się do niej przyznają!:)

A gdy zdarzają Ci się wpadki, jak reagujesz?
Ponieważ mam długą karierę sceniczną i trenerską, wszystkie możliwe wpadki już mi się zdarzyły. Na przykład kiedyś, podczas dużego przemówienia, straciłam głos. Zaczęłam… szeptać. Początkowo wszyscy się uśmiechali, ale im dłużej to trwało, tym dziwniejsze były spojrzenia. Miałam problem z gardłem, myślałam, że dam radę dokończyć, ale głos odmówił posłuszeństwa. Wtedy czułam to jako ogromną porażkę. Jednak dwa lata później, na międzynarodowej konferencji Toastmasters w Chicago, podszedł do mnie uczestnik i powiedział: „O, super Cię widzieć!”. Kojarzył mnie właśnie z tego wystąpienia… i z mojego szeptu. Dzięki temu mnie zapamiętał – a był to człowiek, który ogląda miliony mówców na całym świecie.
Świetna historia, która pokazuje, że „porażka” może być szansą.
Tak. To, co my nazywamy porażką, dla kogoś może być obojętne… albo ciekawe i zapamiętane na lata. To też jest sztuka – dać się zapamiętać.
Jedną z najważniejszych rzeczy, które powtarzam na szkoleniach, jest to, że nie slajdy, tabelki czy prezentacje są najważniejsze. Najważniejszy jest przekaz i energia mówcy.
Często jeden mówca bez żadnych rozpraszaczy potrafi inspirować, przekonywać i dawać ludziom wiarę w to, co mówi.
Tak, jak mnie kiedyś zainspirował Jacek Walkiewicz swoim wykładem
o „pełnej mocy możliwości” – jego słowa do dziś ze mną rezonują!
To było świetne, kultowe przemówienie. Dlatego nie ma znaczenia otoczka, prezentacja czy wielkość sali. Możesz wpłynąć na ludzi, zaproponować zmianę, zmotywować ich. Nawet w małej sali z 10 osobami możesz zmienić czyjeś życie.
I to jest ogromna władza, której często nie dostrzegamy, będąc na scenie. Szkolenia i wystąpienia żyją potem swoim życiem – jak wykład Jacka Walkiewicza, który do dziś inspiruje.

Bycie mówcą to właśnie inspirowanie innych, często podnoszenie z kryzysów, dawanie nadziei…
Spotykam osoby – albo dostaję od nich wiadomości – które mówią: „Pamiętam, że kiedyś powiedziałaś coś, i to mi otworzyło oczy”.
Czasem sama tego nie pamiętam, ale dla nich miało to znaczenie. Mówca ma siłę i sprawczość, by zmienić czyjeś życie.
Ważne, żeby zdać sobie sprawę z tej mocy.
Często firmy proszą mnie o szkolenia dla zarządów, by na konferencjach ich prelegenci mówili tak inspirująco, jak podczas wystąpień TEDx.
To budujące, bo pokazuje, że ludzie chcą sięgać po historie, które mają moc, i stawać się bardziej efektywnymi w komunikacji.
A z Twojej perspektywy – różni się czymś widownia zagraniczna od polskiej?
To kwestia mentalności. Dużo pracuję na Bliskim Wschodzie, w Europie
i USA. Wszędzie jest inaczej. Na Bliskim Wschodzie podoba mi się
ich luz – są zrelaksowani, a jednocześnie profesjonalni, konkretni
i efektywni. W Europie często jesteśmy spięci. Pamiętam, jak podczas mojej certyfikacji trenerskiej uczono, że każde szkolenie musi zacząć się o czasie, punkt po punkcie, bez względu na sytuację.
Ja wolę podejście z większą przestrzenią na improwizację – ono służy kreatywności. W USA też stawia się na luz, uśmiech i storytelling zamiast sztywnej struktury. Więcej luzu i opowieści – mniej sztywnych struktur.
Często perfekcjonizm przeszkadza, by dać sobie ten luz.
Tak – kiedyś byłam perfekcjonistką, ale… poszłam na odwyk. Zrozumiałam, że nie da się wszystkiego zrobić idealnie.
Artykuł, podcast, wywiad – czasem ważniejsze jest, żeby po prostu zrobić, niż dopieszczać w nieskończoność. Widzę dziś, że większą wartość mają rozmowy na luzie. Na żywo łatwiej o swobodę, online bywa trudniej.
Po pandemii widać, jak ludzie pragną kontaktu – szczególnie w obszarze komunikacji i efektywnego przywództwa, których niestety nie ma w programach szkolnych. Komunikacja i przywództwo to kompetencje, których uczymy się całe życie.
Masz swoich mistrzów, kogoś, kto Cię inspiruje?
Każdy człowiek może być inspiracją. Nie mam jednego guru, ale obserwuję wiele osób – w zależności od tego, na jakim etapie życia jestem. Teraz wróciłam na siłownię i obserwuję kobiety po czterdziestce, które pokazują, że można być fit także w wieku 50 czy 60 lat. To dla mnie ogromna motywacja.
Wierzę, że wszyscy jesteśmy połączeni. Przykład? Napisałam w mediach społecznościowych, że moja córka Wiktoria organizuje TEDx dla młodzieży – i odezwali się do mnie ludzie, z którymi pracowałam przy pierwszych edycjach TEDx 7–8 lat temu. Firmy zgłaszają chęć współpracy. To niesamowite, jak wizja i networking potrafią łączyć ludzi, nawet po latach.
Co byś poradziła ludziom, którzy są na początku drogi – chcą założyć startup, mają wizję, ale wątpliwości… i może jeszcze bez zespołu do pomocy?
Konsekwentnie działać krok po kroku. Iść do tej wizji z pomocą innych, ale nie odpuszczać. Często ktoś ma świetny pomysł, zaczyna działać…
i przy pierwszej porażce zmienia kierunek. Najczęstszy błąd startupów? Poddają się za wcześnie. Jestem mentorką startupów i widzę, że ludzie
z niesamowitymi pomysłami rezygnują, bo nie znaleźli inwestora.
W Polsce często patrzymy na rozwój przez pryzmat finansowania, tymczasem w Stanach – jak usłyszałam od amerykańskich mentorów na moich zajęciach w Szkole Głównej Handlowej – po prostu się zaczyna działać. Masz wizję produktu? Tworzysz 5% wersji i już go sprzedajesz. Podpisujesz pierwszą umowę. Najgorsze, co się może stać? Oddasz pieniądze. Potem poprawiasz, zmieniasz, rozwijasz. Przykład: ktoś robi torebki. Zrobił dwie sztuki – robi profil na Instagramie, 25 zdjęć z różnych perspektyw, pierwszą reklamę, szuka idealnego klienta, sprzedaje jedną sztukę. Już masz inwestycję na kolejne pięć. Tak samo z usługami – szkoleniami, nauką umiejętności miękkich, marketingu.
Twój produkt to Twoje słowa, Twoje wystąpienie.
Często słyszę: „Nie mam dobrego światła, aparatu, to będzie brzydko wyglądać”.
Rób tym, co masz – ważne, by zacząć. Teraz telefony nagrywają w jakości wystarczającej na podcasty, vlogi, social media. A jeśli na początku masz dwóch obserwujących czy dwóch klientów – to już jest dobry start.

Jaka jest Twoja wizja dziś?
Chcę, żeby społeczność IDEAS+LEADERS była globalna – w każdym mieście lokalna grupa liderów, którzy mogą się spotkać, porozmawiać, wesprzeć. W formie Mastermindu udzielać sobie konstruktywnej informacji zwrotnej, której dziś tak brakuje.
Nie chodzi o to, by wszyscy mówili, że jesteś wspaniały, wspaniała – chodzi o to, by móc się rozwijać.
Piękna wizja – nie tylko na życie zawodowe, ale i osobiste.
Do tego dążę!
