Narodowe Święto Niepodległości to nie tylko wspomnienie historii i biało-czerwonych flag. To też, a może przede wszystkim, język polski, który przyciąga dziś ludzi z różnych zakątków globu.
Kto najchętniej się go uczy? Jakie słowa obcokrajowcy uznają za najpiękniejsze – i czy nasz współczesny język wciąż można nazwać naprawdę „rdzennie polskim”?
Między innymi na te pytania Aleksandry Marciniak odpowiada lektorka języka polskiego z projektu Twoja Szkoła, Joanna Zamorska-Pucko.
Polska i język – znaczenie i wartość
Aleksandra Marciniak: Czym jest dla Ciebie język polski?
Joanna Zamorska-Pucko: Język polski to dla mnie przede wszystkim język moich rodziców, przodków, dziadków. To jest mój dom, moja kultura. Bez niego nie byłabym w pełni sobą. Myślę, że to po prostu tożsamość.
Patrząc na genezę naszego języka, widać, że kształtował się przez wieki. Mamy w nim sporo wpływów – rosyjskich, niemieckich. Wystarczy pojechać na Śląsk czy do Wrocławia, by to usłyszeć.
No pewnie, ma mnóstwo zapożyczeń. I wcale niemiecki nie jest tu najważniejszy. Oprócz angielskiego, z którego dziś zapożyczamy najwięcej, mamy całą bazę słów pochodzących z łaciny. Po prostu kiedyś nie mieliśmy swoich nazw na pewne zjawiska i nazywaliśmy je po łacinie. Te słowa tak się spolszczyły, że dziś nawet nie czujemy, że to zapożyczenia.
Zresztą przez wieki odprawiano msze wyłącznie po łacinie, teraz to się zdarza, ale bardzo sporadycznie.
Łacina – wspólny mianownik kultur
Obie kończyłyśmy filologię polską, więc obie wiemy, że łacina była jednym z obowiązkowych przedmiotów!
Tak, i ja tę łacinę naprawdę czuję w języku polskim – pewnie dlatego, że mówię też biegle po hiszpańsku. Spędziłam rok w Meksyku na stypendium, prowadząc badania etnograficzne po hiszpańsku. Dzięki temu bardzo mocno odczuwam wspólnotę językową, tę łacińską bazę, która łączy polski z innymi językami europejskimi. Widać ją szczególnie w językach romańskich, które przecież wyrosły z łaciny.
I może dlatego osobom z krajów takich jak Hiszpania, Włochy czy Francja łatwiej nauczyć się polskiego niż Niemcom – mimo że są naszymi sąsiadami. To nie wynika z geograficznej bliskości, tylko z tej samej łacińskiej bazy i ogromnej liczby zapożyczeń. Wiele słów brzmi niemal identycznie – jak „mama”. Ale są też pułapki językowe, które potrafią rozbawić: po hiszpańsku „ropa” to „ubrania”, „rana” to „żaba”, „droga” oznacza „narkotyk”, a „curva”, wymawiane przez „k”, to „zakręt”.
Trzeba uważać w krajach latino! 🙂 Ale myślałam, że w polskim mamy więcej zapożyczeń z rosyjskiego.
Zanim zaczęliśmy zapożyczać z rosyjskiego, czerpaliśmy słowa z łaciny. Z rosyjskiego przyjęliśmy ich sporo w rejonach dawnego zaboru rosyjskiego – szczególnie w Warszawie, gdzie do dziś słychać te biurowo-administracyjne rusycyzmy, których, przyznam, nie lubię.
Język polski a historia, kultura i terytorium
A to Polska właśnie.
Stanisław Wyspiański, "Wesele"
Warunkuje nas historia, polityka, terytorium?
I kultura. Kiedyś w dobrym tonie (gdy moja babcia była mała) było, żeby panienki znały francuski i grały na pianinie, i to utrzymywało się przez cały okres zaborów, a później także w czasie wojny i międzywojniu. Wtedy wciąż uczono francuskiego, dopiero później jego miejsce zajął niemiecki, a w czasie okupacji – rosyjski.
Rosyjski zresztą znowu do nas wrócił, zwłaszcza tutaj, na Mazowszu, gdzie tych zapożyczeń mieliśmy sporo już wcześniej – w naszym zaborze. Ja jestem warszawianką, więc doskonale to czuję w języku.
Pochodzę z Dolnego Śląska, więc ja głównie słyszę zapożyczenia niemieckie.
Na Śląsku to zupełnie inna muzyka języka. Uwielbiam dialekty, uwielbiam języki lokalne – kaszubski, śląski… nawet mam Facebooka ustawionego na „śląskogodko”, żeby łapać te słówka i nie gubić tej melodyki, która jest częścią naszej kultury.
Aczkolwiek czasem, jak ktoś do mnie „godo po śląsku”, to nie rozumiem! Co dopiero ma powiedzieć obcokrajowiec?
Kazimierz Kutz napisał wyłącznie gwarą śląską książkę „Piąta strona świata” i pamiętam, że musiałam ją czytać ze słownikiem! A co nam zostanie w polskim, jeśli odrzemy język z polityki i historycznych uwarunkowań? Co w nim umarło, a co odżywa na nowo?
Rytm i dźwięk. Mimo wszystko nasze nosówki – one są dziś na wyginięciu, podobnie jak wołacz, ale to właśnie one stanowią trudność dla obcokrajowców, zwłaszcza dla osób z krajów wschodnich – z Rosji, Ukrainy czy Białorusi. Trudne są też głoski, takie jak „ły” przedniojęzykowo-zębowe.
Tak, tak, takie „ł” sceniczne – to Eugeniusz Bodo, Ordonka używali!
Oczywiście, zresztą wszyscy przed wojną tak mówili. I teraz to trochę wraca – może właśnie dlatego, że przyjeżdża do nas tylu ludzi z różnych stron: z Ukrainy, Białorusi, Rosji. To też efekt sytuacji politycznej i tego, że język, niezależnie od granic, zawsze niesie w sobie historię i emocje.
Polski a… sprawa polityczna?
Cóż tam, panie, w polityce?
Stanisław Wyspiański, "Wesele"
Kto się u Ciebie najchętniej uczy polskiego?
Do mnie przychodzą zazwyczaj ludzie z krajów słowiańskich, głównie ze wschodu – bardzo dużo Ukraińców i Białorusinów. Ukraińcy, wiadomo, po aneksji Krymu zaczęli doświadczać silnego procesu rusyfikacji, a potem jeszcze wybuchła wojna w Ukrainie…
Wtedy wiele osób po prostu musiało przyjechać do Polski i nauka języka stała się dla nich koniecznością – sposobem na życie, pracę, przetrwanie.
Nasz język oczami obcokrajowców –
kto i dlaczego go wybiera?
Kto musi, a kto chce się uczyć polskiego?
Dla wielu osób polski stał się dziś inwestycją w życie i bezpieczeństwo. Ukraińcy i Białorusini często zaczynają naukę z konieczności – sytuacja polityczna zmusiła ich do wyjazdu i wejścia w nowe realia.
Jednocześnie w Twojej Szkole pojawiają się także osoby, które uczą się z wyboru – z ciekawości, planów zawodowych albo zwykłej sympatii do Polski.
Uczysz Argentyńczyków, Hiszpanów, Włochów… dla nich polski to decyzja, nie przymus?
Tak, mam uczniów z Hiszpanii, Włoch czy Francji. Zwykle to ludzie, którzy planują przyjazd do Polski lub już tu mieszkają. Ponieważ mówię biegle po hiszpańsku, łatwo pokazuję im podobieństwa między językami i widzę, jak szybko łapią rytm i strukturę.
Najtrudniejsze są dla nich oczywiście nasze „sz”, „cz”, „ż”, „ć” – to zawsze wywołuje uśmiech i frustrację jednocześnie. Ale osoby ze Wschodu też nie mają lekko, mimo że języki są spokrewnione.
Mnie zaskakuje, że potrafię dogadać się z Czechami, choć nie znam czeskiego.
Może to kwestia słów i ucha. Mam słuch muzyczny, więc łatwo przyswajam dźwięki – polskie, obce, dialektalne. Śpiewam po ukraińsku, białorusku, rosyjsku, czesku, węgiersku, romsku… jestem w kilku grupach i ta różnorodność naprawdę pomaga.
Śpiewanie w innych językach uczy rytmu, melodii i osłuchania. A w nauce polskiego właśnie to „osłuchanie się” bywa kluczowe – bo zanim uczeń poprawnie zapisze, musi najpierw usłyszeć i poczuć, jak to brzmi.
„Kiedy u nas będzie Polska?” — Polonia i trudne pytania o tożsamość
Byłam na badaniach etnograficznych na Białorusi, wśród miejscowej Polonii. To były społeczności bardzo zbiałorusyfikowane i zrusyfikowane.
Ludzie w moim wieku pytali mnie: „Kiedy tutaj będzie Polska?”
A trudno odpowiedzieć wprost, że nigdy — bo tam nigdy Polski nie było. To były tereny kolonizowane przez Polaków, a nie część kulturowa państwa.
Mickiewicz pisał „Litwo, ojczyzno moja”, będąc na emigracji. Dziś to my mamy imigrantów — i pytanie brzmi: jak oni się tu odnajdują?
Uczę zarówno zupełnych początkujących, jak i osoby, które są w Polsce dwa–trzy lata i radzą sobie coraz lepiej. To najczęściej Ukraińcy i uchodźcy polityczni z Białorusi.
Zdarzają się też osoby z Rosji. Mam również parę z Argentyny — przyjechali w pandemii i… zostali. Po prostu spodobała im się Polska.
Warszawa jest dla nich bezpieczna, poukładana i stabilna. I to ich trzyma.
Jak wygląda nauka polskiego w Twojej Szkole?
Jesteś lektorką m.in. w projekcie Twoja Szkoła. Jak wyglądają Twoje lekcje?
To zawsze zależy od uczniów i ich poziomu. Zaczynamy od rozmowy — prostych wymian typu: „Cześć, jak się masz? Nazywam się…”. Wprowadzam autoprezentację, w wersji oficjalnej i nieoficjalnej. Jeśli ktoś czuje potrzebę wrócić do alfabetu, zaczynamy od podstaw — i naprawdę wielu osobom jest to potrzebne, nawet jeśli myślą, że nie.
Gramatyka jest istotna? W szkole uczono mnie, że najważniejsza — i dlatego nic nie pamiętam (śmiech).
Gramatyka jest niezbędna, ale uczę jej kontekstowo. Tworzymy schematy wypowiedzi, które są realnie używane, zamiast wkuwać tabelki pełne wyjątków. Uczymy się tego, co jest powtarzalne i łatwe do zapamiętania. Człowiek jest w stanie przyswoić jednorazowo około siedmiu słów — więcej nie ma sensu.
Jako etnolożka i antropolożka kultury zawsze podkreślam, że język jest nośnikiem kultury.
Nauka poprzez śmiech
W nauce musi być miejsce na lekkość. W grupie działa to najlepiej — zawsze znajdzie się ktoś, kto opowie zabawną historię i naturalnie „rozkręci” atmosferę.
Zaczynamy od krótkiej rundki: „Jak się czuję?”, „Co słychać?”, „Jak minął weekend?”. Ludzie opowiadają o swoim życiu po polsku — i nagle okazuje się, że potrafią to zrobić swobodnie, śmiejąc się przy tym szczerze.
Dla mnie wyznacznikiem oswojenia języka jest moment, kiedy zaczynasz rozumieć humor i reagować naturalnie. Czasem śnisz w obcym języku — to też znak, że język „wchodzi do środka”.
Śpiewanie w różnych językach również pomaga: uczy rytmu, melodii, osłuchania. A w polszczyźnie właśnie to „osłuchanie się” jest kluczowe — zanim uczeń poprawnie zapisze słowo, musi je najpierw usłyszeć i poczuć jego brzmienie.
Co obcokrajowców najbardziej śmieszy?
Cały czas wraca nazwisko „Grzegorz Brzęczyszczykiewicz”. Dla obcokrajowców to absolutny „test polszczyzny”.
Bardzo bawią ich też nasze zdrobnienia zakończone na „czyk”, czyli chińczyk, portugalczyk.
Przygotowanie do egzaminu z polskiego w Twojej Szkole — krok po kroku
W Twojej Szkole przygotowujesz kursantów także do egzaminu państwowego. Jak to wygląda w praktyce?
To już zupełnie inny rodzaj nauki, bo skupiamy się na tym, jak pisać test. Egzamin obejmuje rozumienie ze słuchu, czytanie, pisanie i mówienie — ale na teście istnieją konkretne odpowiedzi, które trzeba wybrać. To moment realnej weryfikacji wiedzy.
Daję kursantom wszystkie potrzebne materiały dydaktyczne i prowadzę ich krok po kroku, żeby wiedzieli, czego mogą się spodziewać.
Zdanie takiego egzaminu jest konieczne dla obcokrajowców, którzy chcą zostać w Polsce i podjąć pracę?
Tak, zdecydowanie. To wymóg formalny — bez pozytywnego wyniku nie da się kontynuować wielu procesów związanych z pracą, pobytem czy obywatelstwem.
My wspieramy kursantów w przygotowaniach: prowadzę lekcje online, a czasem zabieram ich na wycieczki, żeby zobaczyć i usłyszeć język w prawdziwych sytuacjach. Ale sam egzamin muszą już napisać samodzielnie — to ich moment odpowiedzialności.
Oferta kursów przygotowawczych w Twojej Szkole:
https://twojaszkola.com/egzamin/
Joanna Zamorska-Pucko powtarza jedno: skuteczna nauka polskiego zaczyna się od przyjemności. Nie od stresu, nie od wkuwania tabelek, ale od codziennych, małych kontaktów z językiem — piosenek, filmów, książek, rozmów, kultury, a nawet… smaków i potraw. Bo polszczyzny można dotykać wszystkimi zmysłami.
Błędy? Są nieuniknione. I dobrze — to one budują postęp. Ważne, by się ich nie bać i nie powtarzać w kółko tych samych. Każdy krok, każdy dźwięk „sz”, „cz” czy „ć”, każde nowe słowo przybliża do płynności.
A najważniejsze — nauka języka może być lekka, ciekawa i pełna odkryć. Warto o tym pamiętać nie tylko w Dzień Niepodległości.
Chcesz mówić w obcym języku? Zapomnij o perfekcji i przeczytaj ten wywiad!
