Wielu przedsiębiorców może być w szoku, słysząc, ile zarabiają żebracy. Okazuje się, że ich działalność może im przynosić niewyobrażalne zyski. Żebractwo to jeden z najstarszych zawodów świata. Choć od lat wiemy, że niekoniecznie stoi za nim ubóstwo, skala problemu jest zatrważająca, a kwoty, jakie uzyskiwane są z jałmużny, mogą przyprawić o zawrót głowy.
Dr Kazimiera Król z Poznania we współpracy z opieką społeczną i strażą miejską stworzyła akcję pomocy skierowaną do żebrzących. Przekonana, że większość ludzi robi to z konieczności, była ogromnie zdziwiona, gdy na 44 nędzarzy z Poznania tylko kilku przyjęło jej pomoc, a w Krakowie tylko jeden z 80.
Według jej obliczeń tylko 10% z działających w Polsce ok. 100 tys. zawodowych żebraków to osoby faktycznie potrzebujące. Dla reszty to praca przynosząca spore dochody, w dodatku nieopodatkowane. Dr Król na potrzeby badań sama postanowiła spróbować swoich sił w zbieraniu jałmużny i w ciągu godziny udało jej się uzyskać ponad 70 zł. Szacuje, że dzienny zarobek polskiego żebraka mieści się w granicach 200 – 500 złotych. Jak mówi badaczka, w Krakowie spotkała kobietę, która dzięki datkom była właścicielką kilku kamienic, inna żebrząc, zarobiła na mieszkanie dla wnuczki.
W Polsce pierwsze regulacje dotyczące zbierania jałmużny ustalono w 1496 roku – żebrać mogły tylko osoby niezdolne do pracy. Dziś w wielu krajach jest to legalne, dlatego najłatwiej nędzarzy spotkać w tych bogatych, np. Włoszech, Francji. Przykładowo, gdy 4 lata temu władze Wenecji zdecydowały się walczyć z procederem, okazało się, że rocznie żebrzący zgarniają 10 mln euro, a w szczycie sezonu jedna osoba mogła zarobić nawet 500 euro dziennie.
W dodatku częstym problemem są organizacje tworzące rozbudowany, innowacyjny system zdobywania datków. Często nędzarze to nielegalni imigranci sprowadzani zza granicy, którzy zmuszeni są większość zysków ze swojej działalności, muszą przekazywać nadzorcom, zanim spłacą koszty transportu czy zakwaterowania.
W Polsce parę lat temu policja rozpracowała grupę „Koli” – gang prowadzony przez Mołdawiankę i Ukrainkę. Kobiety sprowadzały matki z małymi dziećmi, które często były im potem odbierane i wykorzystywane do żebrania z innymi osobami. Demaskowanie takich grup nie jest jednak łatwe, niejednokrotnie bowiem zmieniają one miasta, a nawet kraje swojej działalności.
Niewątpliwie najwięcej zysków proceder ten przynosi właśnie przywódcom takich grup. W Bombaju, w którym jest jeden z największych odsetek ludzi żebrzących, tworzy się nawet innowacyjne rankingi najbogatszych z nich. Na jego szczycie kilka lat temu znaleźli się Bharat Jain, właściciel domów i sklepu wartych siedem milionów rupii (425 tysięcy zł), Massu Malana, właściciel dwóch domów wartych trzy miliony rupii, i Krishna Kumar Gite, właściciel apartamentu wartego 500 tysięcy rupii.
Działalność ta istnieje od zarania ludzkości. Mimo tego wciąż nabieramy się na sztuczki stosowane przez zawodowych żebraków. W końcu matka prosząca o pieniądze na chore dziecko w najtwardszym sercu potrafi wzbudzić litość. Jednak nie można zapominać, że to „chore” maleństwo może być pod wpływem środków odurzających i stanowić tylko rekwizyt.
Najprostszym sposobem ukrócenia tego procederu jest nieofiarowanie gotówki. Zaoferować można wsparcie poprzez np. zakup jedzenia, czy skierowanie do organizacji udzielającej pomocy najbiedniejszym.
Więcej na: https://www.focus.pl